Stolice północnego Bałtyku

W ostatnim tygodniu czerwca 2017 roku (24 czerwca – 1 lipca) znów wypłynęliśmy na rejs wycieczkowy. Chyba ostatni. Choć w planach ostatnim naszym rejsem wycieczkowym miała być Azja Południowo-Wschodnia (Indie–SriLanka–Malezja–Singapur–Tajlandia). Wydawało się bowiem, że zobaczyliśmy już na świecie wszystko, co chcieliśmy zobaczyć. Planowaliśmy następne wyjazdy, ale raczej już lotniczo-samochodowe. Jednym z nich była Rosja, a ściślej Sankt Petersburg. W tym mieście bowiem byliśmy już ponad 40 lat wcześniej, w ramach modnej w owych czasach organizowanej przez instytucje wymiany turystycznej rodzin liczonej w osobodniach (zapraszamy Was, a potem Wy nas). Zaproponowano nam wtedy wymianę turystyczną z podobną do naszej rodziną 2+2 z ówczesnego Leningradu. Jak się okazało trafiliśmy na bardzo sympatycznych, otwartych i miłych ludzi, z którymi utrzymujemy nadal kontakt telefoniczny. Pomysł na podróż był więc prosty: Rosja, Petersburg, może też Moskwa.

Petersburg
St Petersburg: Nasi wymiennicy. Newa. Kolumna Aleksandrowska na pl. Pałacowym

Pomysł dobry, ale realizacja już niełatwa. Warszawa nie ma dziś bezpośredniego połączenia kolejowego lub lotniczego z Petersburgiem. Ponadto trzeba starać się o wizę (wyjątek stanowią wycieczki grupowe). Więc pomysł lepszy – wycieczkowiec! Znalazłem w internecie tygodniowy rejs wycieczkowy Sztokholm–Helsinki–Petersburg–Tallinn–Sztokholm. 7 dni i trzy europejskie stolice, w których nie byłem! A do Sztokholmu mam prawie spod domu loty, z Modlina. Po 100 zł od osoby! W Petersburgu statek stoi 2 dni – akurat tyle, by spędzić ze znajomymi jedną białą noc na ulicach starej stolicy Rosji!
Nie było łatwo to zrobić. Uzyskanie wiz rosyjskich z prawem samodzielnego, bez grupy wycieczkowej wyjścia do miasta wymagało mnóstwa formalności, kilkuset złotych i ponad 6-tygodniowego oczekiwania. Łatwiej było z lotem. Bilety Ryanaira do Skavsta, wykupione z wszelkimi luksusami – odprawa bez kolejki, 20 kg bagażu, pierwszeństwo wejścia na pokład i zarezerwowane miejsca) to razem bez mała 400 zł od osoby w obie strony. LOT-em by to kosztowało ponad 1200 zł.

Skavsta
Karta pokładowa Ryanair, mapka podróży i wejście na statek

Lot przebiegł planowo. Zarezerwowane internetowo w Polsce i opłacone kartą TAXI (ok. 160 euro za 2 osoby) do portu w Sztokholmie (120 km) czekało w Skavsta z napisem Wojciech na dachu, bo uznali moje imię za nazwisko klienta. Był to jedyny samochód jaki stał na parkingu lotniska wojskowego Skavsta z dumą nazywanego airportem. Po półtorej godziny zaokrętowaliśmy się na statku. Firmą Ryanair leciało się bez luksusów, ale skutecznie.

Helsinki, Finlandia
Wypłynięcie wieczorem. Po eleganckiej kolacji spanie w luksusowej kabinie. Rano nasz statek był już zacumowany przy nabrzeżu portu Helsinki. Można wyjść i zwiedzać, mamy na to cały dzień.

Helsinki
Mewy w Sztokholmie jedzą z reki. Pokład słoneczny statku. Helsinki, busy Hop-On-Hop-Off

Bardzo wygodną i popularną już na całym świecie formą zwiedzania obcego miasta są piętrowe autobusy hop-on-hop-off (co znaczy wskakuj-wyskakuj) z otwartym zwykle pokładem wyższym. Karnety pokładowe są 24- lub 48-godzinne, a kupuje się je u kierowcy lub w internecie, nawet na miesiące z góry. Bilety te w okresie ważności upoważniają do wsiadania na każdym przystanku. Trasy są ustalone; w wielu miastach jest ich kilka. Są nawet trasy wodne, z których można korzystać z tym samym biletem, jeśli tylko jeździmy autobusem i stateczkiem tej samej firmy, bo w większych miastach firm hop-on-hop-of-ów może być kilka. Bilet dzienny kosztuje około 20 euro.
Dla pasażerów wycieczkowców to znakomity sposób na poznawanie miasta i odwiedzenie wielu zabytków czy muzeów. Po zwiedzaniu wraca się po prostu takim autobusem na statek. Na prysznic i kolację. Tak było w Helsinkach, Tallinnie i Sztokholmie.

Sankt Petersburg, Rosja
W Petersburgu jednak nie. Tam w porcie czekali na nas nasi przyjaciele sprzed 40 lat. Zaprosili nas na chwilę do swego domu, potem pojeździliśmy po mieście. Wieczorem spektakl baletowy w Teatrze Maryjskim, kolacja w knajpie i czekanie nad Newą na białą noc do 2-giej nad ranem. Z tej białej nocy wynikł termin naszego rejsu. Teatr Maryjski zbudowano na polecenie carowej Katarzyny II. Działa nieprzerwanie od 1783 roku, choć był przebudowywany.

MaryjskiW Teatrze Maryjskim. Sala teatru Maryjskiego. Nocny Newski Prospekt Piotra I

Następny urwany nocą dzień został przeznaczony na spanie i wypoczynek na pokładzie. Po kolacji wyszliśmy w morze. Rano statek był już przy nabrzeżu w Tallinnie, nieopodal miejsca gdzie kiedyś stał internowany polski okręt podwodny ORP Orzeł.

Tallinn, Estonia
Tallinn był silnym ośrodkiem gospodarczym już w X wieku. Jako gród występuje w kronikach ruskich pod dawną nazwą Kaluri już od 1223 r. W 1219 r. król duński Waldemar II Zwycięski, podczas wyprawy krzyżowej przeciwko pogańskim Estom kazał zburzyć stary zamek i zbudować nową twierdzę. Wynika z tego, że miasto to funkcjonowało nie najgorzej jeszcze na długo przed chrztem Polski.

Tallinn
Port Tallinn. Na rynku Starego Miasta. Mury obronne, po lewej w tle nowy wieżowiec

Tallinn jest przepiękny. Ludzie sympatyczni, chyba czują, że szybki rozwój turystyki przyjazdowej pomoże pokonać im smutny okres skutków włączenia Estonii w strukturę wielkiego sąsiada na dziesięciolecia. Włączanie się ich państwa do Europy odbywa się jednak, głównie ze względów geograficznych, przez morze i powietrze. Nastrój Tallinna przypominał mi trochę polskie wczesne lata 90-te, czyli czasy naszej transformacji.

Sztokholm. Powrót do domu
Po nocy w kabinie na statku, następnego dnia rano budzimy się już w Sztokholmie  przy nabrzeżu, z którego odbiliśmy. Program rejsu przewiduje cały dzień na zwiedzanie miasta, bowiem wyjechać musimy dopiero rano następnego dnia. Jak zwykle wypuszczamy się czerwonym piętrowcem hop on hop off, który w tym mieście oferuje dwie linie lądowe i jedną wodną. Ciekawy byłem tego miasta, które w Polsce zawsze budziło cieple emocje, zwłaszcza wśród młodzieży, ale też u wszystkich w okresie wczesnej komuny.

Stockholm
Ulica. Port wewnętrzny. Uliczka starego miasta. Poniżej: Policja konna. Sklep z bibelotami (specjalność Szwedek). Uliczna sprzedaż biletów hop-on-hop-off

Sztokholm można określić trzema słowami: solidny, solidny i solidny. Miasto ani piękne, ani urokliwe. Polotu za grosz. Nie wygląda bogato, ale oszczędnie po prostu. Wiele jest takich miast w Europie jak to. Nie jest ono tak ekscytujące jak Tallinn, głównie dlatego, że jest już nieco poszarzałe, takie samo od dziesięcioleci. Sympatycznie natomiast wyglądała uliczna sprzedawczyni biletów (z prawej na dole). Chciałoby się zaśpiewać za Rosiewiczem: Szwedki są wysokie, zgrabne, higieniczne, zdrowe. Ale ponoć dosyć chłodne, bo… polodowcowe…
Następnego dnia w Sztokholmie, w sobotę, już po 8-ej rano schodzimy z wycieczkowca. Od razu dostrzegamy stojącą na nabrzeżu za barierką jedyną taksówkę. Z Nyköping koło Skavsta, więc chyba po nas, zamówiona i opłacona jeszcze w kraju. OK, za dwie godziny mamy odprawę Ryanaira w Skavsta. Zdziwiony kierowca firmy taksówkowej, inny niż poprzednio, ucieszył się na nasz widok: Panie, ze statku wychodzi na brzeg tysiące ludzi! Jak ja bym Was znalazł gdybyście sami nie podeszli?

Skavsta, port lotniczy. Nasz typowy obrazek
Kolejka do bramki, ponad 150 osób. Do bramki priority, zapewniającej wykupione  wcześniej pierwszeństwo wejścia na pokład samolotu Ryanair tylko trzy osoby, w tym ja. Nagle z tamtej kolejki podchodzi do mnie mocna Pani i mówi niemal jak słynne Pan tu nie stał! z komedii Barei Co mi zrobisz jak mnie złapiesz?, z 1978 roku. Tyle, że bardziej rozbudowane: Proszę Pana, Pan próbuje wejść do samolotu bez kolejki! My proszę Pana wszyscy stoimy, proszę iść na koniec kolejki! Ot, polskie spotkanie. Z kłopotu wybawiła nas terminalowa stewardessa, która wyjaśniła aktywnej pasażerce, że gdyby sobie wykupiła usługę priority (za około 20 zł) mogłaby także korzystać z pierwszeństwa wejścia na pokład…