USA i Ameryka Środkowa

To była długa i naładowana przeżyciami podróż, planowana jeszcze przed rejsem po Morzu Śródziemnym. Bo chęć przelotnego choćby poznania drugiej strony świata, czyli kontynentu Kolumba, pozostawała niezrealizowana od czasu uzyskania dyplomu na Politechnice w 1967 roku. W czasie pisania pracy wykorzystywałem czasopismo techniczne Hewlett Packard Journal, wiodącej wówczas w świecie elektroniki, niezwykle solidnej i odkrywczej firmy z Palo Alto w Kalifornii. Nie do wiary, ale działo się to wtedy, gdy komputery dopiero raczkowały. HP była w tym czasie firmą przodującą w świecie elektroniki pomiarowej i moim, nigdy zresztą niedościgłym, wzorem.

1
Pomysł podróży do Nowego Świata przyszedł mi do głowy w roku 2008. Kończyliśmy wówczas przygotowania do naszego pierwszego rejsu wycieczkowego, po Morzu Śródziemnym. Pomyślałem, że przyszedł wreszcie czas na zwiedzanie Ameryki. Było to wyczekane, bo dla elektronika i komputerowca wizyta w USA jest tak ważna, jak dla Polaka odwiedzenie Watykanu. W papieskim mieście byłem zresztą rok wcześniej. Zacząłem więc internetowe planowanie i drobiazgową rezerwację wszystkiego: lotów, rejsu, hoteli i wycieczek. Trwało to parę miesięcy. Podróż nasza miała trwać od 10 kwietnia do 15 maja, dokładnie 5 tygodni.
Wylot zaplanowany był na 10 kwietnia dlatego, że tylko na Wielki Piątek, LOT miał jeszcze bilety. Wszystko zostało opłacone z góry kartą płatniczą, która zresztą miała nam umożliwić wszystkie wydatki bieżące w trakcie podróży bez wymiany pieniędzy. Informuję z góry, że cały program został zrealizowany według planu, choć zdarzyło się kilka niespodzianek, np. świńska grypa. Oto dziennik naszej podróży:
10.04.2009 r., Wielki Piątek. Przelot W-wa – NY
Wielogodzinny przelot, lądowanie na lotnisku Johna F. Kennedy’ego i zaplanowany hotel przy lotnisku (Ramada Plaza Inn).
11.04.2009 r., Wielka Sobota. Nowy Jork
Już o 8 byliśmy w centrum na przystanku autobusowym skąd zaczynała się nasza, wcześniej zakontraktowana, całodniowa wycieczka objazdowa po Nowym Jorku z miejscowym przewodnikiem. Przywitał się ze wszystkimi. Na nasze wejście żywo zareagował łamaną polszczyzną. Byliśmy zresztą jedynymi Polakami w autokarze. Przewodnik żywo opowiadał o Nowym Jorku i USA. Gdy mówił o wielkim Amerykaninie von Braunie, wyjaśniłem mu krótko, że w czasie wojny był Niemcem, faszystą i członkiem SS, szczerze oddanym Hitlerowi. Pochodził z Prus Wschodnich, obecnie Polski. Udawał, że mnie nie zrozumiał.

USACA2
Cały dzień zwiedzania Manhattanu, pieszo, autokarem i niewielkim stateczkiem aż do Statuy Wolności, francuskiego zresztą symbolu USA.

12.04.2009 r., Wielka niedziela. Brooklyn
Jeszcze w kraju, na wieść o naszym wyjeździe, zostaliśmy zaproszeni przez bliską rodzinę Ewy i Jurka, naszych warszawskich współpracowników i przyjaciół na śniadanie wielkanocne w NY. Nasze wyjazdy planujemy wyłącznie na zwiedzanie, ale ten zaczynał się od Świąt Wielkanocnych. Przyjęliśmy więc to zaproszenie. Gospodarze nie tylko podjęli nas wielkanocnym polskim śniadaniem, ale też jeszcze wozili nas przez cały dzień samochodem by pokazać Brooklyn, a zwłaszcza Greenpoint, Byliśmy też na krańcu Long Island. a więc tam, gdzie rzeka Hudson topi się w Atlantyku.

USACA3
Rząd górny od lewej. W NY również jest jak na Ursynowie. Centrum Brooklynu to stara Anglia. Verrazzano-Narrows Bridge, za nim już Atlantyk. Rząd dolny. Greenpoint: skrzyżowanie Rutledge St. i Bedford Av,  skrzyżowanie Humboldt-St. i Nassau Av.  Brooklyn, chasyd w sztrajmlu z rodziną. Wysypany drewnianymi łupkami Psi Park przy Brooklyn Bridge.

13.04.2009 r., Wielkanocny Poniedziałek. Miami Beach
Lot z NY do Mami to tylko 3 godziny. Samolot wylądował około południa. Do hotelu w Miami Beach dojechaliśmy taksówką w pół godziny. W tym samym dniu chodziliśmy już po atlantyckiej plaży.

USACA4
Miami Beach, widok z samolotu

USACA5
U góry po lewej: nasz hotel w Miami Beach. Po prawej: naprzeciwko hotelu plaża. Poniżej: plaża
Miami stało się stałą na prawie tydzień naszą bazą. Aż do niedzieli 19 kwietnia, kiedy to mieliśmy się zaokrętować na statek wycieczkowy by ruszyć w dalszą drogę do Ameryki Centralnej. Mieliśmy prawie tydzień zwiedzania na florydzkim półwyspie. Mierzeja i miasteczko Key West, bagna Everglades z aligatorami, centrum Miami z lądu i z wody oraz Ośrodek Kosmiczny mojego ulubionego bohatera w Cape Canaveral (granatowy punkt na małej mapce półwyspu poniżej).

14.04.2009 r., Wtorek. Key West
Skoro świt wyjazd do Key West, czyli południowego krańca Stanów Zjednoczonych. To całodzienna wyprawa z wieloma atrakcjami, na przykład z pływaniem po płytkim morzu z widokiem na jego dno…

USACA6
Wyżej: wsiadam do coacha. Droga na koniec półwyspu biegnie skokami po wielu wysepkach, głównie morskimi wiaduktami połączonymi obustronnie z wysepkami archipelagu. Niektóre kawałki tej drogi są zniszczone i wąskie. Obok zbudowano więc nowe. Na starych usuwane są pojedyncze przęsła, aby zatrzymać ruch tranzytowy

USACA7
Miasteczko na końcu tego łańcuszka wysp wygląda jakby było dekoracją do filmu Disney’a. Kolorowe ulice i tramwaje na niby (to autobusy miejskie). Ulice bajkowe. Domy, kościoły, sklepy, pawilony usługowe – wszystko w kolorach kredkowych. Było także muzeum, mojego ulubionego pisarza, Ernesta Hemingway’a, autora Pożegnań z bronią, Komu bije dzwon oraz opowiadań Śniegi Kilimandżaro i Stary człowiek i morze

USACA8
Nasz przewodnik zadbał o jeszcze jedną atrakcję: godzinny rejs w morze katamaranem ze szklanym dnem. Zapowiadała się szczególna atrakcja: rejs z widokiem na dno. Niestety, mimo że kapitan naszego glassboata starał się jak mógł, krążył po płyciznach, ale widać było jedynie piasek. Raz przepłynęła pod nami jakaś spłoszona mała rybka typu płotka.

USACA9
Największą dla mnie atrakcją Key West okazał się jednak stary samochód dostawczy. (niżej). W takich starociach widzi się prawdziwą Amerykę lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. To General Motors Truck. Nie wiem jedynie co to za firma MAC’S?

15.04.2009 r., środa. Miami
Z historii: Na południe od Fort Lauderdale, aż końca zachodniego wybrzeża Florydy ciągnie się Gold Coast. To Złote Wybrzeże, podobnie jak leżące bardziej na północ Treasure Coast. Nazwy te powstały od tysięcy wraków, galeonów hiszpańskich i innych okrętów, które poszły tu na dno w XVII i XVIII wieku stały się wskutek silnych prądów, wiatrów i podwodnych skał. Nie tylko wypakowanych złotem, ale też wiozących wszelkie dobra z Europy do kolonii. Do dziś morze wyrzuca tu resztki zalegających na dnie skarbów.
Wyspa, na której dziś leży Miami Beach, była w kiedyś długim i wąskim półwyspem powstałym na rafie koralowej. Była znana wcześnie, ale uważano ją za bezwartościową. Od kontynentu oddzielona szeroką i płytką zatoką, nie była dobrym miejscem na jakikolwiek port. Na początku lat 1900-tych wyspę postanowił wykorzystywać John S. Collins, farmer z New Jersey. Próbował uprawiać owoce, warzywa oraz orzechy kokosowe. Planował ich dostarczanie do sklepów rozwijającego się na przeciwległym brzegu miasta Miami. Założono je wcześniej, jeszcze w 1846 roku, ale właśnie na początku XX w. miasto to przeżywało pierwszy boom, związany z otwarciem linii kolejowej niejakiego Henry Flagler’a, łączącej Miami ówczesną stolicą Florydy, St. Augustine. W 1911 roku Collins założył firmę Miami Beach Improvement. Był pierwszym, który oficjalnie użył nazwy Miami Beach. Flagler jednocześnie kupował za bezcen tereny na półwyspie.
Plantacje i ogrody okazały się inwestycją nietrafioną. Collins jednak był już wtedy właścicielem prawie całego obszaru vis-a-vis Miami. Dawny farmer stał się developerem i rozpoczął budowę czterokilometrowego drewnianego mostu łączącego Miami Beach z miastem Miami. W chwili rozpoczęcia budowy miał już 74 lata, ale nie myślał o odpoczynku, zwłaszcza, że zabrakło mu pieniędzy na dokończenie inwestycji.
W owym czasie pojawił się w Miami Carl Fisher z Indianapolis, znany businessman, czarodziej amerykańskiego automobilizmu sportowego z rozległymi kontaktami. Fisher miał pieniądze i cieszył się sławą pierwszego w historii kierowcy rajdowego. To on zbudował tor wyścigowy w Indianapolis i pierwsze amerykańskie autostrady. Podczas pobytu w Miami bajecznie bogaty Fisher spotkał się z Collins’em i zaproponował dofinansowanie dokończenie budowy mostu. Most ten otwarto z wielką pompą 12 czerwca 1913 roku. Przejechało po nim 145 rowerzystów i ponad 200 aut, które musiały jednak zawrócić z powrotem do Miami, ponieważ w Miami Beach nie było jeszcze wtedy żadnej drogi.

USACA10
Otwarcie pierwszego mostu między Miami a Miami Beach (fot. Florida Memory)

Podczas budowy mostu i pogłębiania płycizn zatoki okazało się, że na dnie jest wyłącznie piasek. Wydobywanym piaskiem zasypywano przybrzeżne bagna od strony lądu tworząc piękne plaże, pozbywając się przy okazji miliardów dokuczliwych komarów. Wkrótce więc zaczęły powstawać hotele, restauracje i domy wczasowe. Piasek wysypywano też na północ od mostu Collinsa. W ten sposób stworzono archipelag Wysp Weneckich – wiele mniejszych i większych wysepek, którym nadano fantazyjne, włoskie nazwy np. San Marco, San Marino, Rivo Alto. Wysepki te połączono w 1925 roku wieloma stalowymi mostami zwodzonymi i nowa droga do Miami Beach nazwana Venetian Causeway stała się faktem. Działki na tych sztucznych wysepkach do dziś są najdroższe na Florydzie. Nie ma już śladu po moście Collinsa, a nowa droga łącząca wysepki jest od wielu już dziesięcioleci wygodną drogą publiczną.

USACA11
Zdjęcie lotnicze sztucznych wysp między Miami a Miami Beach (fot. Google Maps)

Podczas dalszego pogłębiania zatoki usypano kolejne sztuczne wyspy, na których powstały najdroższe rezydencje bogaczy: Palm Island, Hibiscus Island, Star Island i kilka mniejszych wysepek. Na południe od nich powstała Dodge Island, największa sztuczna wyspa zatoki, na której zbudowano Port Miami oraz, nieco później, Cruise Terminal dla statków wycieczkowych. Nieco na północ od tej wyspy przeprowadzono też czteropasmową autostradę A1A łączącą centrum Miami z centrum Miami Beach.
Dziś ważnym zabytkiem Miami jest przepiękny, utrzymany w stylu Art déco basen Venetian Pool, jedyny basen w rejestrze miejsc historycznych USA. To przepiękna oaza, inspirowana architekturą śródziemnomorską, jest pomnikiem historii Miami. Są tu palmy, koralowe, formacje skalne, kapryśne wodospady i jaskinie do odkrycia. Basen Wenecki wybudowano w dawnym kamieniołomie i otwarto w 1924 r. Od początku był basenem publicznym. Wypełniany jest w lecie z podziemnych warstw wodonośnych. Bywa zamykany, (obecnie na przykład z powodu epidemii Covid-19. Niestety w czasie mojego pobytu basen ten był w gruntownym remoncie.

USACA12
Basen Wenecki. Po lewej – w remoncie. Po prawej już odnowiony (fot. wikipedia)

USACA13
Powyżej mozaika obrazków z Miami. Od lewej z góry kolejno do prawej na dole. Rząd górny: budynek poczty w stylu Art déco – Dade, prowadzący na Wyspy Weneckie główny bulwar Miami – wielopiętrowy „parking”  jachtowy – ujście Miami River do zatoki Biscayne. Rząd środkowy: solidna willa w Miami – Miami Biltmore Hotel – fotka z kolegą „przecież z Miami University”, na jego życzenie. Rząd dolny: Uniwersytet Wolfsonian – klub Golfowy – tablica pamiątkowa, o której niżej – słynny na świecie pomnik Holokaustu

Coral Gables to najstarsza dzielnica Miami, leżąca na południe od centrum aglomeracji. Pokazany wyżej hotel sieci Biltmore był pierwszym w Miami hotelem tej markowej sieci założonej przez Johna McEntee Bowmana i George’a Merricka. Jego budowę ukończono w 1926 roku, zaś wieża inspirowana jest katedrą w Sewilli. Przez to hotel ten stał się najwyższym budynkiem na Florydzie (96 m). Przechodził różne koleje losu. Podczas II Wojny Światowej był szpitalem na 1200 łóżek, a potem kampusem uniwersyteckim. Od 1988 r. jest znów luksusowym hotelem, często wykorzystywanym w filmach i TV, na przykład w Bad Boys czy Miami Vice.
Na południe od Coral Gables leży pełna zieleni dzielnica Coconut Grove, z licznymi przystaniami i klubami żeglarskimi. Ciekawym drobiazgiem jest pokazana na powyższej ilustracji, w rzędzie trzecim, tabliczka pamiątkowa firmy Cocoanut Grove Public Utilities Company. Firma ta została założona w 1916 roku po to, by zapewnić mieszkańcom usługi wodne i telefoniczne. Wodę, z odwiertów głębinowych dostarczały dwie pompy napędzane silnikami wysokoprężnymi. Centrala telefoniczna rozpoczęła działalność z zaledwie sześcioma abonentami, a w roku 1925 obsługiwała już 300 abonentów.
W Miami istnieje też diaspora kubańska, która stała się  liczna po rewolucji Fidela Castro w 1959 roku i obaleniu dyktatorskiego rządu Fulgencio Batisty. Wówczas Kubę opuściło prawie 300 tys. obywateli, w tym głównie ludzie związani z obalonym reżimem. Dzielnica kubańskich emigrantów The Little Havana przy 8 ulicy, zwanej też Calle Ocho, to jedno z najbardziej znanych i kolorowych miejsc Miami. Murale na domach i murach, sklepiki z pamiątkami, a od czasu do czasu pianie koguta. Kubańczycy przesiadują w kafejkach, grając w domino, warcaby czy szachy. W powietrzu unosi się zapach cygar. Czuje się kubańską atmosferę tej urokliwej dzielnicy.

USACA18

Na koniec w ramach wycieczki opłynęliśmy stateczkiem wszystkie Wyspy Weneckie, by móc z bliska obejrzeć letnie domy miliarderów świata. Wybrałem sobie na drugie życie ten poniżej. Uważam, że jest bardzo skromny i jednocześnie gustowny. Ma nawet wieżyczkę do oglądania wschodów i zachodów słońca.

USACA19

16.04.2009 r., Czwartek. Everglades
Kolejną wycieczką wykupioną w internecie jeszcze przed wyjazdem była wyprawa na bagna Everglades, olbrzymi obszar bagnisto-namorzynowy, zajmujący południowo-zachodni kraniec półwyspu. To królestwo dzikiej przyrody, a zwłaszcza aligatorów.
Pod hotel o godz. 9 rano podjechał po nas samochód agencji turystycznej z kierowcą. Jak się okazało była to miła pani około czterdziestki w prywatnym samochodzie z typowym rodzinnym bałaganem. Właśnie odwiozła swoje dzieci do szkoły i  przyjechała po nas. Taka jest jej praca – kobieta domowa dorabia, w wolnym czasie wożąc turystów jako dyspozycyjny kierowca agencji turystycznej. Miała też przyjechać po nas za kilka godzin po programie zwiedzania. Po ponad godzinie jazdy dotarliśmy. Otrzymany prospekt pokazywał planik obiektu, z portem łodzi śmigłowych i innymi atrakcjami.

USACA20

Po krótkim oczekiwaniu na pomoście nadjechała nasza airboat, czyli połączenie polskiej tratwy typu Dunajec z samolotem. Była to wielka płaskodenna, prostokątna wanna z kilkoma drewnianymi ławkami i ustawionym na tyle silnikiem lotniczym, który napędzał wielkie 2-metrowe śmigło obudowane siatką. Pojazd był strasznie głośny. Poruszał się po wodzie, łanach trzciny i bagnach, ale cholerny hałas silnika i śmigła odstraszał wszystko co żyło w pobliżu. Były jednak momenty, kiedy nasz kapitan o wyglądzie karaibskiego pirata zatrzymywał ten pojazd, by w ciszy kontemplować przyrodę. Potem jednak ogarniał go szał i zamieniał krypę w ślizgacz, pędząc z rykiem po bagnach oraz biorąc szybkie i groźne wiraże. Kapitanowie innych airboatów robili to samo, a mijanki takich oszalałych bolidów budziły tyle samo strachu co radości, że jeszcze żyjemy.

USACA21

To była chyba była zaplanowana przez gospodarzy procedura neutralizująca, by po wyjściu na pomost turyści mieli już za sobą tyle przeżyć ekstremalnych, że ciesząc się z uratowania życia spokojnie zwiedzali dość nudny obiekt startowy: małe krokodylki, węże, ptaszyska i inne dyrdymały.
Każdy mógł na przykład dostać we własne ręce małego aligatorka, zabezpieczonego opaską na pysku. Ja też wziąłem takiego gada do zdjęcia, bo był podobny do jednego z moich kolegów. Ot, fotka z przyjacielem.

USACA22

Na parkingu czekała już nasza poranna hostessa i wróciliśmy do hotelu. Ale nie na długo. Jeszcze tego samego dnia trzeba było wynająć samochód na następny dzień, w którym zaplanowałem wizytę w ośrodku kosmicznym na Cape Canaveral.
17.04.2009 r., piątek, Kennedy Space Center
Kolejną wycieczką wykupioną w internecie jeszcze przed wyjazdem z Polski była wyprawa do Centrum Kosmicznego na przylądku Canaveral. Była to wycieczka samochodem, po to wynajętym. Karty wstępu zostały zakupione również w Polsce, przez Internet.
Centrum Kosmiczne na Florydzie oferuje zwiedzanie swojego muzeum, dużego budynku, w którym mieści się na leżąco i z zapasem największa amerykańska rakieta Saturn 5 o długości 111 i  średnicy 10 m, oraz tzw. kompleksu startowego nr 39, czyli miejsca gdzie kompletuje się rakiety i promy kosmiczne oraz strzela je w niebo z platform startowych. Bilety więc były dwa.
Najpierw zawieziono nas autokarem NASA z bramy wejściowej daleko na nadmorskie mokradła, gdzie z ażurowej wieży widokowej można było oglądać przez lunety jedną z platform startowych. Stał na niej kolejny space shuttle przygotowywany do wystrzelenia w kosmos. Był to Atlantis, który miał w maju 2009 r. polecieć z misją modernizacji i konserwacji teleskopu Hubble’a.

USACA23Bilety, które zakupiłem 3 miesiące przed podróżą. Przesłano mi je mailem. Ten pierwszy można kupić w kasie na miejscu od ręki, ten drugi musi być zamawiany najpóźniej miesiąc przed podróżą, aby służby miały czas na sprawdzenie kandydata na gościa. Niżej: na bramie wjazdowej z plakietką special guest (nazwano tak mnie po raz pierwszy i ostatni w życiu, a kosztowało zaledwie 100 USD) oraz na platformie widokowej

USACA24
Pawilon wystawowy. Od lewej: Zwiedzanie rakiety Saturn 5 polega na łażeniu pod nią. Tu parę osób pod dyszą o średnicy 4 m. Jest ich pięć. En face z promem Space Shuttle. Przestrzeń ładunkowa tego promu z załadowanym sztucznym satelitą Ziemi firmy Hughes. Powierzchnia promu, który wrócił z kosmosu. Widać nadpalone płytki poszycia ceramicznego na minimalnie wystających krawędziach

Dla mnie nie była to zwykła przygoda. Technologiami przestrzeni interesuję się od zawsze. W planie podróży mieliśmy jeszcze jedno podobne miejsce – Smithsonian Museum Aero- i Kosmonautyki w Waszyngtonie. Wieczorem jeszcze rzut oka na życie nocne Miami. Był to przecież weekend! Pojechaliśmy tam by w pełni wykorzystać wynajęty samochód (KIA Sportage, po lewej) . Było co oglądać, miasto kipiało.

USACA26

18.04.2009 r., sobota
Ostatni dzień pobytu w Miami został wykorzystany na  samochodowy objazd okolic miasta i zwrot samochodu. Na Virginia Key zobaczyliśmy nawet chrzest jednej z mniejszości religijnych, licznej w USA. Jutro zaczyna się rejs na Morze Karaibskie i Pacyfik.

USACA27

19.04.2009 r., niedziela. Początek rejsu wokół Ameryki Północnej
By liznąć naraz wszystkie trzy Ameryki cały wyjazd oparliśmy na rejsie wycieczkowym statku Norwegian Pearl. To prawie dwa tygodnie 5-gwiazdkowych noclegów, luksusowego wyżywienia a także morskich wschodów i zachodów. Nieporównywalnie taniej od podróży lądowej.

USACA28Najpierw wchodzimy do baru, to daje czas na przygotowanie kabin. Statek już płynie

Około 14-tej kabina jest już gotowa, a obok drzwi stoją nasze bagaże. Teraz trzeba się zadomowić, wziąć prysznic i odpocząć. Potem wizyta na pokładzie aby spojrzeć na ocean. I na górę, zobaczyć pokład słoneczny… Potem zwiedzić statek w dół. Jest tam co oglądać. To całe miasto. Jednocześnie płynie nim kilka tysięcy ludzi. Są tu urządzenia sportowe, sala widowiskowa na kilkaset widzów, sklepy, bary, całe piętro hazardu i wiele innych atrakcji, m. in. przynajmniej dwie wielkie restauracje, które mają nas karmić. Za darmo, w cenie rejsu.
Mimo tych luksusów rejsy takie są tanie w porównaniu z normalnym podróżowaniem. Gdyby spróbować odbyć 10-dniową podróż samochodem z Miami, przez USA, kraje Amerykę Środkową, do Los Angeles, byłoby to, licząc z hotelami, restauracjami i paliwem wielokrotnie droższe.
20, 21, 22.04.2009 r., środa. Cartagena de Indias, Kolumbia
Dlatego wybrałem rejs wycieczkowy z Miami do Los Angeles, by liznąć naraz wszystkie trzy Ameryki. Etap pierwszy – Kolumbia. Przez trzy noce i dwa dni statek nasz płynął przez Morze Karaibskie do Cartageny, jej drugiego miasta po stolicy, Bogocie.

USACA30
Castelo de San Felipe de Barajas góruje nad Cartageną. Cumowaliśmy w miejscu, które wskazuje biała kotwica. Czerwony punkt, to własnie twierdza de San Felipe

Twierdza ta widoczna była daleko z morza, z południa, zachodu i północy. To fort zbudowany przez Hiszpanów w 1647 roku. W 1741 fort ten obronił się w czasie oblężenia Cartageny przez Anglików. Przez ponad stulecie był niewielki, jednak upadek Hawany w 1762 roku obudził obawy Hiszpanów. Twierdzę zmodernizowano i przekształcono w potężną budowlę, która do dziś góruje nad miastem.
W 1533 r. Cartagena stała się głównym portem wymiany towarowej Hiszpanii i jej zamorskim imperium. W czasach kolonialnych był to kluczowy port eksportu peruwiańskiego i importu zniewolonych Afrykanów. To prawie milionowe miasto jest wprawdzie piątym co do wielkości miastem w Kolumbii, ale jedynym ważnym portem. Jej działalność gospodarcza obejmuje przemysł morski i petrochemiczny, a także turystykę.

USACA31
Plac Św. Piotra Clavera przed jego kościołem parafialnym. W oddali Katedra

W hiszpańskim okresie kolonialnym Cartagena pełniła kluczową rolę w administracji i ekspansji hiszpańskiego imperium .Wiele obiektów w tym mieście nazwano imieniem Piotra Clavera (1580–1654). Był to jezuita, przybyły z Hiszpanii misjonarz, opiekun niewolników i apostoł Murzynów amerykańskich. Został świętym kościoła katolickiego.
Cartagena jest urokliwym miastem, choć jego stare miasto nie jest wielkie.

USACA32Osobliwością Cartageny są Las Bóvedas, czyli krypty w poszerzonych nadmorskich murach obronnych między fortami Santa Clara i Santa Catalina, zbudowane w latach 1789-1795. Obecnie w celach tych są sklepy, butiki i inne firmy. Dawniej bywały wykorzystywane przez Koronę Hiszpańską i inne rządy jako więzienie. Widoki kolonialnej i tradycyjnej dzielnicy Getsemaní. Kiedyś była to dzielnica charakteryzująca się przestępczością narkotykową. Obecnie jest butikiem miasta. Bocagrande (zdjęcie ostatnie) to dzielnica nowoczesnych hoteli, restauracji i klubów

23.04.2009 r., czwartek. Kanał Panamski
Statek nasz wyszedł w morze z Kartageny jeszcze wieczorem, by móc wejść rano do awanportu Kanału Panamskiego, którego przejście jest wielką atrakcją dla pasażerów.  

USACA33
Kanał Panamski. Mapka. Widok na śluzy Miraflores. Przekrój kanału (fot. internet)

Jest to budowla wodna wielka i o ciekawej historii. W erze nowożytnej kanał ten zaczynał budować twórca Kanału Sueskiego Ferdynand de Lesseps francuski dyplomata i przedsiębiorca, ale zbankrutował. Później była ciekawa historia z oderwaniem części Kolumbii i stworzeniem nowego państwa, satelity USA. Obecnie Panama jest niepodległym państwem, ale strefę kanału wydzielono i zainstalowana tam na wszelki wypadek wojska.

 

Awanport od strony atlantyckiej. Lokomotywki przeciągające statki już czekają. Wycieczkowiec w śluzie. Pasażerowie śledzą przejście, w perspektywie druga śluza. Lokomotywki jeżdżą w górę i w dół miedzy śluzami dzięki fragmentom toru zębatego.
Wzdłuż zespołu śluzowego statki przeciągane są zwykle 6-cioma lokomotywkami, po 3 na każdej burcie. Większe muszą jeszcze wspomagać się silnikiem i, w poprzek, sterami strumieniowymi. Przez jezioro Gatun tor jest pogłębiony i precyzyjnie znakowany.

USACA34
Druga część kanału jest wykopana przez niskie wzniesienia. Od strony Pacyfiku kanał zamykają trzy śluzy, w układzie 1 + 2. Na ostatniej jest taras widokowy dla gapiów. Przejście trwa cały dzień

Po wypłynięciu na Pacyfik, największy i najgłębszy zbiornik wodny na świecie, zrozumiałem dlaczego nazywa się spokojny. Przez wiele mil płynęliśmy lustrzanie gładką taflą wody.
24, 25.04.2009 r., sobota. Kostaryka
Od dziecka wiedziałem, że taki kraj istnieje, bo zbierałem znaczki pocztowe. Wymieniało się na przykład dwie kostaryki za jedną gujanę i tyle. Potem z geografii w szkole dowiedzieliśmy więcej. Choćby to, że Kostaryka jest krajem, który ma wszystko: dwa oceany, góry niskie i wysokie, wulkany, jeziora, potoki i rzeki oraz niezwykłe bogactwo flory i fauny, a jej nazwa – Costa Rica – to po polsku bogate wybrzeże. Jest to jeden z najpiękniejszych z krajów Nowego Świata. A na dodatek wywalczył  niepodległość prawie 100 lat wcześniej niż my.

USACA35
Wulkany w Kostaryce są malownicze, niektóre mruczą. Demonstracja związkowa. Teatr narodowy w San Jose (fot. internet)

Kraj od 1839 r. jest niezależną republiką. Od 1871 r. – konstytucyjną.przyjęta została konstytucja Kostaryki, która była później kilkakrotnie poprawiana. Jeszcze w XIX wieku wprowadzono reformy liberalne w dziedzinie prawa i edukacji. W pierwszej połowie XX wieku sytuacja polityczna kraju się ustabilizowała. Jednak po I Wojnie Światowej Wielki Kryzys dotarł i tu. Aż do lat 1940-tych trwał okres rywalizacji konserwatyzmu katolickiego i ruchów lewicowych.
Po 1940 roku przeprowadzono reformy społeczne i gospodarcze. Wprowadzono wówczas reformę rolną i system ubezpieczeń socjalnych. Reformy te rozwijał kostarykański polityk Teodoro Picado Michalski (jego matka to nasza rodaczka, lekarka z Radomska). W 1946 roku Michalski stworzył Narodowy Instytut Geograficzny oraz niezawisły Trybunał Wyborczy. Także prawicowi następcy zachowali demokrację, nawet z zabarwieniem społecznym. Rozwiązano armię, utrzymując jedynie paramilitarną policję. Nadano prawa wyborcze kobietom i nielicznej mniejszości murzyńskiej, wszystkim zapewniono edukację, upaństwowiono banki. Po krótkotrwałej sympatii do bloku socjalistycznego po latach 80-tych ubiegłego stulecia trwa w Kostaryce okres zgody narodowej i współpracy z demokracjami Zachodu. Stolicą Kostaryki jest San Jose, leżące w środku kraju miasto wielkości Białegostoku lub Lublina. Zadbane, niewielkie, o hiszpańskim charakterze.

USACA36
1,5-dobowe przejście statku z Kartageny do Kostaryki, przez Kanał Panamski. Niżej: nasz wycieczkowiec w Puntarenas, ulica i bardzo dobrze zachowany kościół w miasteczku, jeszcze z czasów konkwisty, jeden z jego konfesjonałów

Nasz pobyt Kostaryce trwał tylko jeden dzień. Jak można było go wykorzystać? Wybraliśmy z pozoru idiotyczną wycieczkę, na muzyczno-taneczny występ dzieci w parku miejskim małego miasteczka Esparza, założonego w 1574 r., jako drugie w historii Kostaryki. Najstarszym było Cartago, pierwotna stolica założona nieco wcześniej, w 1562 r., blisko obecnej, nieistniejącej jeszcze wówczas stolicy – San Jose. Okazało sie, że nie był to głupi pomysł naszej linii wycieczkowej, choć na to się zanosiło. W niewielkim parku miejskim niewielkiego miasteczka, przy malutkiej okrągłej altance zgromadzono liczną młodzież dziecięcą z lokalnego zespołu tanecznego. Dzieci śpiewały i tańczyły w pięknych barwnych kostiumach. Panował nastrój wczesnego społeczeństwa socjalistycznego. Występ był spontaniczny i naturalny. Na obywatelach USA, a było ich tu z naszego statku kilkuset, ten prowincjonalny, znany nam dobrze z PRLu pokaz zrobił piorunujące wrażenie. Wiemy wszyscy, że hiszpańska kultura jest gorąca i barwna, ale tu było dodatkowo radośnie i prawdziwie. Nasi współpasażerowie, starsze, nieufne i ociężałe towarzystwo pobiznesowe oszalało. Biegali wśród dzieci z kamerami i komórkami prezentując zaskakującą energię. Włączali się nawet do tanecznych łańcuchów, wciskając datki gdzie tylko się dało. Wielokrotnie potem opowiadali na naszym statku tym, którzy np. pojechali oglądać wulkany, że było to ich największe przeżycie z całego rejsu, a nawet wszystkich ich rejsów. Wracając z wycieczki można było zobaczyć jeszcze inne światy Kostaryki. Opowiadał o nich pilot. Nastroje w autokarze były szampańskie, a bez szampana!

USACA37
Występ dzieci w Esparza. Nasz sympatyczny pilot. Typowy market lokalnej sieci Megasuper. Naprzeciw supermarketu liczne stragany z konkurencyjnymi towarami. Warto zwrócić uwagę na sprzedawcę, wyglądał i mówił jak wysoko wykształcony europejski Hiszpan. Po prawej liczna w Kostaryce małpa, kapucynka, która kojarzy się ze wiekową gwiazdą filmową Hollywood (fot. polarsteps.com/ToriRobinson). 

26, 27.04.2009 r., poniedziałek. Puerto Quetzal, Gwatemala
Następny kraj na trasie to Gwatemala. Statek cumuje w Puerto Quetzal. Jest to port morski stolicy Gwatemali. Antigua Guatemala, poprzednia stolica położona jest na wysokości 1530 m n.p.m., w górzystym regionie środkowej Gwatemali. Nad miastem górują trzy wulkany, w tym jeden aktywny. Na południe od miasta wznosi się Volcán de Agua („wulkan wody”, wysokość 3766 m n.p.m.), którego krater zajmowało niegdyś jezioro kraterowe. Na zachód od miasta znajdują się dwa szczyty: wygasły wulkan Acatenango, 3976 m n.p.m., oraz ciągle aktywny Volcán de Fuego („wulkan ognia”, 3763 m n.p.m.), który charakteryzuje się stałą, aczkolwiek niezbyt intensywną aktywnością wulkaniczną (wydobywają się głównie dymy, rzadko obserwować można wypływy lawy).

USACA38
Dwa miejsca Gwatemali: Puerto Quetzal, port gdzie cumują wycieczkowce i Antiqua, z widokiem na Volcán de Fuego (fot. Norwegian Cruises)

Miasto Antigua zostało założone w marcu 1543 roku jako stolica hiszpańskich posiadłości kolonialnych w Ameryce Środkowej. Konkwistadorzy nadali mu wówczas nazwę La Muy Noble y Muy Leal Ciudad de Santiago de los Caballeros de Guatemala, czyli Najbardziej Zaszczytne i Najwierniejsze Miasto Świętego Jakuba od Rycerzy Gwatemali. Największy rozwoju miasta nastąpił w drugiej połowie XVIII wieku. Zamieszkiwało je wówczas ponad 60 tys. osób. W 1773 roku miasto nawiedziły dwa silne trzęsienia ziemi, które doprowadziły do poważnych zniszczeń. Zburzonych zostało ok. 30 barokowych kościołów, w większości nigdy nie odbudowanych. Stolicę, nazwaną tak jak całe państwo, odbudowano w nowym, bezpieczniejszym miejscu. Świadectwem tragedii jaka nawiedziła miasto pod koniec XVIII wieku są ruiny licznych kościołów. W roku 1776 nakazano całkowite opuszczenie zniszczonej stolicy. Wielu ludzi jednak pozostało. Miasto podniosło się ze zniszczeń, ale nigdy powróciło do świetności. Dla odróżnienia nadano mu nazwę Antigua Guatemala, czyli stara Gwatemala. Antigua zostało wpisana na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO.

USACA39
Obrazki z Gwatemali: piękne ornamenty ocalałych kościołów, witryny sklepów z pamiątkami, starannie ubrane dzieci szkolne, zaniepokojone napotkaniem cudzoziemca szukającego drogi, małżeństwo Majów na ulicy, mały hotel w mieście

Gwatemalczycy to stosunkowo młodzi ludzie (40% ludności ma poniżej lat 14). Potomkowie Europejczyków oraz Latynosi stanowią około 60%, reszta to Majowie. Gospodarka kraju opiera się na eksporcie kawy, bananów, cukru i bawełny do USA, Salwadoru Meksyku i Hondurasu. W czasach prekolumbijskich teren Gwatemali zamieszkiwali Indianie związani z kulturą Majów. W 1523 roku tereny dzisiejszej Gwatemali zostały podbite przez hiszpańskich konkwistadorów. W 1839 proklamowano niepodległą republikę. Natychmiast kraj ogarnęły konflikty między liberałami a konserwatystami. Życie publiczne zostało zmilitaryzowane, rządy przejęła oligarchia wojskowa. 20 października 1944 roku w Gwatemali wybuchła lewicowa rewolta, której rząd wojskowy zorganizował pierwsze wolne i demokratyczne wybory prezydenckie. W 1954 roku, w drodze zamachu stanu popieranego przez USA i zorganizowanego przy udziale CIA, junta wojskowa przerwała reformy. Kolejne rządy wojskowe trwały do lat 80-tych.
Gospodarka kraju opiera się na eksporcie kawy, bananów, cukru i bawełny do USA, Salwadoru Meksyku i Hondurasu.
28.04.2009 r., wtorek. Huatulco, Meksyk
Po całonocnej podróży obudziliśmy się w bajkowym krajobrazie portu Huatulco w Meksyku. Jest tu awanport dla wycieczkowców, w którym stają one jak w kokonie, oraz w głębi port sportowo-rybacki. W pobliżu, po obu stronach zatoki brzegi są skaliste, bogate w zatoczki a nawet syfony, otwarte jedynie na górze. Jak się okaże, był to istotny element naszego tu pobytu.

USACA40
Port Huatulco w Meksyku. Niżej port jachtowy i skaliste wybrzeże Pacyfiku

Nasz statek miał planowo zawinąć do dwóch meksykańskich portów. Właśnie do  niewielkiego rekreacyjnego Huatulco, oraz do Acapulco, dużego meksykańskiego miasta i międzynarodowego kurortu. Dla nas, młodych w czasach PRL-u, symbolu czegoś nieosiągalnego, niemal bajkowego. Śpiewał przecież Jan Kaczmarek z Elity – nie odlecimy do ciepłych krajów, choćby nad Nil lub do Acapulco…
Czekaliśmy na to Acapulco może nawet trzydzieści lat. a gdy mieliśmy być tam nazajutrz (miał to być port następny) ogłoszono nam, że w Meksyku szaleje świńska grypa i nie zawiniemy ani do Acapulco ani na Cabo San Lucas. To po polsku przylądek Świętego Łukasza, choć raczej jest diabelski. To koniuszek półwyspu Kalifornijskiego, który cały, razem z Zatoką Kalifornijską należy do Meksyku. Nie ma nic wspólnego z USA.

USACA41
Przylądek Świętego Łukasza. Mało przyjazny. Mieliśmy obok pływać łodzią pół-podwodną…

Wracam do rzeczywistości, czyli do Huatulco. Tu także mieliśmy zaplanowane atrakcje, a mianowicie płytkie nurkowanie z rurką, czyli snorkeling. Mając twarz w wodzie można niby podziwiać życie w wodzie i na dnie. Mnie tylko męczyło pytanie – po co? Małżonka natychmiast poleciała za żółtym skarlałym instruktorem w odmęty i znikła gdzieś w skałach. Podobno z kilkoma takimi samymi, ale nieco grubszymi ryzykantkami zostali przeprowadzeni syfonem do zamkniętej pieczary, skąd mieli piękny widok, ale tylko na niebo. Podobno to samo widzi człowiek, który umiera.

USACA42
Trochę czasu trwało, zanim się odpowiednio ubrałem. Dziwacznie, ale trudno. Gdy wszedłem po pas do oceanu i spojrzałem na dno zobaczyłem śledzące mnie oko potwora. To murena. Ludzi nie je, ale dzieci to już chyba tak. Spieprzałem na brzeg w podskokach. By odzyskać równowagę psychiczną wypiłem pośpiesznie dwie tequile w plażowej knajpie i poszedłem ochłonąć w góry. Na kei nadal grała powitalna orkiestra

Wieczorem ruszyliśmy z Meksykańskich Stanów Zjednoczonych do San Diego leżącego w lekceważących świńską grypę Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. Minęliśmy z daleka Acapulco i z bliska skały Cabo San Lucas.
29, 30.04, 1, 2.05.2009 r., sobota. San Diego, USA
Nie mieliśmy tu zawijać. Miasto to pokazano nam zamiast utraconych poprzednich dwóch portów meksykańskich, nieodżałowanego Acapulco i San Lucas na przylądku jego tego imienia. Po trzech nocach żeglugi, 2 maja rano zacumowaliśmy w San Diego. Miasto to leży tuż przy granicy z Meksykiem, ale już w USA, gdzie świńskiej grypy oficjalnie nie było.

USACA43
Dworzec kolejowy i autobusowy Santa Fe w hiszpańskim stylu Colonial Revival. W skrzydle mieści się Muzeum Sztuki Współczesnej. Ulica miasta. Wyjazd mieszkańca San Diego na działkę

Orka oceaniczna (też orka, miecznik) to największy ssak z rodziny delfinowatych, z rzędu waleni, potocznie zwanych wielorybami. Ich długość dochodzi do 10 m, waga do 9 ton, a wodzie mogą pływać z nawet 60 km/h. Występują we wszystkich oceanach i większych morzach, a żyją do 90 lat. Orki są uważane za najbardziej społeczne walenie. Żyją w stadach 5-40 osobników z kilku pokoleń. a każde stado ma podobno własny styl komunikowania, przekazywany z pokolenia na pokolenie. Orki wykazują podobne cechy osobowości, co ludzie i szympansy, na przykład skłonność do zabawy, wesołość czy uczuciowość. Dlatego też są atrakcją w parkach wodnych, a jednym z najbardziej znanych jest SeaWorld w San Diego. Nic więc dziwnego, że w trakcie nieplanowanego pobytu w San Diego, szefowie naszego rejsu zaproponowali nam tę właśnie atrakcję.

USACA44
Już zaraz za bramą było widać foczki. Zarówno w alejkach, jak i na estradzie. Atrakcyjne foczki w Seaworld w San Diego. Podgląda zafascynowany dzieciak

USACA45
Atrakcji było co niemiara. Jedna foczka stała na orce, druga ją karmiła. inna wyszła nawet z wody, by mnie zobaczyć, a jeszcze inna spała znudzona na kamieniu. Na trzecim zdjęciu widać oznaczenie (soak zone), że pierwsze pięć rzędów widowni jest zachlapywane przez baraszkujące orki. Robią to specjalnie, bo tak zwykle bawią się na morzu – nie są tresowane. Jak wielu, i ja to zlekceważyłem. Wyszedłem mokry…
3.05.2009 r., niedziela. Los Angeles–Pismo Beach
W Los Angeles statek zacumował o 8 rano. Wysypało się tysiące ludzi. Na postoju taxi kilometrowa kolejka. Okazało się jednak, że również w USA potrafią kopiować socjalistyczne wzorce – taksiarze brali wszystkich jak leci parami, które płaciły osobno. W ciągu godziny byliśmy już w zaplanowanej wypożyczalni i obejmowaliśmy zarezerwowany i opłacony jeszcze w kraju samochód.

USACA46
Pierwszy etap do San Francisco. Planujemy zobaczyć urwiska Pismo Beach

4.05.2009 r., poniedziałek. Pismo Beach–San Francisco

USACA47
Dopiero rano można było się rozejrzeć po okolicy hotelu. Wspaniały klif i dno odpływu

Po drodze do San Francisco na chwilę do Monterey. Nazwa ta wydawała się znajoma, bo kojarzyła się ze Szwajcarią (festiwal w Montreux) lub Francją (Montereau nad Yonne). Niestety miasteczko to okazało się brudnym i nieciekawym portem rybackim. Zaraz po wyjeździe na poboczu stał dziwny dzwon.

USACA48
Monterey, z braku czasu tylko na molo. Restauracja dla nielicznych turystów, Na barierce pomostu poobijany cynkowane wiaderka na zabawnym łańcuszku, zabezpieczony kłódeczką. Więc i tu kradną. Dzwon-drogowskaz przy autostradzie

Dzwony te, to dzwony misji. Można je zobaczyć przy wielu drogach w całej Kalifornii. Istnieją od początku XX wieku. Oznakowano nimi 700-milową drogę pieszą i konną o nazwie El Camino Real, z San Diego do Sonoma, która łączyła niegdyś 21 misji katolickich założonych przez ojca Junipero Serra. Te miniaturowe żeliwne dzwony były wzorowane na większych, wiszących w kościele Old Plaza Church, w centrum Los Angeles. Z założenia były oddalone od siebie o około jeden dzień konnej jazdy. Zostały zawieszone na 11-metrowych, również żeliwnych słupach o kształcie laski misyjnej. Pierwszy taki „drogowskaz” został zainstalowany w 1906 roku, właśnie przy kościele Old Plaza Church.

USACA49

W pobliżu San Francisco zaczyna droga prowadzi 12-pasową autostradą. Nie ma żadnego problemu jazdą, bo w ramach przygotowań do podróży, jeszcze w kraju kupiłem nawigację samochodową z dokładną mapą drogowa USA, która prowadziła mnie po polsku, głosem Hołowczyca. Po południu byliśmy już w zarezerwowanym hotelu, w samy centrum miasta, przy przystanku tramwaju linowego. Nie trzeba było szukać parkingu. Recepcjonista hotelu poprosił o kluczyki i odprowadził samochód gdzieś na hotelowy parking.
5.05.2009 r., wtorek. San Francisco
Od rana oczywiście jazda tramwajem linowym (ang. cable car). Albo z góry, albo pod górę, zawsze na stopniu. Jak dzieci. Tramwaj musi być linowy, bo nachylenie ulic sięga 30 stopni i tarcie kół o szyny już nie wystarcza do jazdy. Wagony nie mają własnego napędu. Korzystają z liny napędowej ukrytej w szparze jezdni, miedzy torami. Każda linia ma swoją linę, która tworzy pętlę i jest w ciągłym biegu, a w ruch wprawia ją wielka maszynownia w mieście. Gdy trzeba jechać prowadzący wagon tramwajarz – bo przecież nie motorniczy –  doczepia się do tej podziemnej liny za pomocą długiej dźwigni z potężną szczęką. Gdy tramwaj ma stanąć na przystanku – to tramwajarz zwalnia uścisk szczęki na linie. Cable Car zatrzymuje się tylko na płaskich skrzyżowaniach, bo na pochyłości mógłby się nie utrzymać swoim słabym hamulcem. Na końcu każdej trasy są obrotnice, na których obsługa obraca wagon o 180 stopni popychając go tyłkiem.

USACA50
Wszystko działa od 1873 r. Do dziś funkcjonują trzy linie, przewożące 7 mln pasażerów rocznie. Tramwaje linowe San Francisco są zabytkiem narodowym

Dolina Krzemowa
Dla mnie jednym z głównych celem całej podróży do USA była tzw. Dolina Krzemowa. To południowy bagnisty kraniec Zatoki San Francisco, w którym narodziła się i rozwinęła światowa elektronika.  Elektronika właśnie, ściślej radiotechnika, a nie półprzewodniki, na co wskazuje później wymyślona nazwa. Nie półprzewodniki i nie technika cyfrowa czy komputery. To wszystko pojawiło się dopiero po II Wojnie Światowej.Zarodkiem był uniwersytet Stanforda. Jego młodzi absolwenci chcieli zakładać firmy, a podmokła ziemia była, tam na końcu Zatoki, tania. Tu na przykład, w 1938 roku dwaj absolwenci Bill Hewlett i Dave Packard, mając 538 $ zbudowali drewniany garaż 3,5 na 5,5 m i  stworzyli w nim własną firmę Hewlett-Packard (HP). Ich pierwszym produktem był generator akustyczny, a pierwszym klientem Walt Disney z Los Angeles. W 1965 roku, gdy HP był już gigantem jeszcze analogowej techniki pomiarowej ja byłem studentem. Otrzymywałem od tej firmy pocztą regularnie i bezpłatnie Hewlett-Packard Journal. Pismo to było wówczas jednym z podręczników inżyniera elektronika. Krzemowa Dolina zaś do dziś jest technologicznym pępkiem świata. Redwood City, Menlo Park, Mountain View, Sunny Vale, Santa Clara czy San Jose to miejsca znane dziś chyba każdemu.

USACA51
W wielu Doliny Krzemowej miejscach postawiłem nogę. Przede wszystkim w Google i HP

Wędrując między firmami Doliny, musiałem jednak się posilić. Znalazłem tylko bar z burito. Jedzenie okropne, ale być może obok gazów w jelitach, budzi mózg…
Objazd Zatoki. Najpierw, na stromym podjeździe w centrum zgasł mi silnik. Stromo. Ruszyłem z jedynki z hamulcem by nie zjechać dupą. Jazda z centrum do Fisherman’s Wharf przypomniała mi jazdę Bullitta czyli Steve McQueena. Tu było równie mocno.

USACA52
Z centrum miasta widać słynną wyspę i więzienie Alcatraz. Siedział w nim miedzy innymi Al Capone. Dalej: port jachtowy, widok Alcatraz z wody, tablica w Berkeley. Tu doprowadziła mnie nawigacja, uniwersytetu nie znalazła. Po prawej widok na San Francisco ze sztucznie usypanej Wyspy Skarbów (Treasure Island), na Bay Bridge – most łączący San Francisco i Oakland

Słynny most Golden Gate Bridge łączy San Francisco z północną Kalifornią oraz odległym Oregon. Jego budowa trwała 4 lata (1933-1937). Jest powszechnie ceniony na świecie za lekką i prostą konstrukcję. Jego twórcy to Joseph Strauss (konstrukcja i projekt) oraz Irving Morrow (wzornictwo). Most ma długość 2737 m (najdłuższy na świecie do 1959 roku) i szerokość prawie 28 m. Został oddany do użytku w kwietniu 1937 roku. Do tej pory jest uznawany za wybitne osiągnięcie inżynierskie. Do dziś jest też najbardziej znanym mostem świata.

USACA54
Most Golden Gate widziany od strony północnej. Tuman mgły jest charakterystyczny dla Kalifornii. Ta gęsta mgła o niewielkiej grubości przychodzi z Pacyfiku. W oddali widać szczyt drugiego pylonu, a za mgłą wysokie budynki San Francisco. Przy bezchmurnej pogodzie wygląda najlepiej

Każda z lin, na których wiszą przęsła, ma 93 centymetry średnicy i składa się z ponad 27 tysięcy oddzielnych drutów stalowych. Od samego początku przęsła i podpory malowane są na kolor tzw. międzynarodowy pomarańczowy, dzięki czemu są lepiej widoczne we mgle. Konstrukcja wytrzymała wiele trzęsień ziemi. Przetrwała również trzęsienie ziemi z 1989 o magnitudzie wyższej od 7. Most zamknięto dla ruchu w czasie jego istnienia tylko trzykrotnie. Z powodu bardzo silnych wiatrów.

6.05.2009 r., środa. San Francisco–Los Angeles

USACA55
Powrót autostradą międzystanową nr 5 był szybki i nudny. 620 km w 6 godzin

7, 8.05.2009 r., czwartek i piątek. Los Angeles
Los Angeles – najludniejsze miasto amerykańskiego stanu Kalifornia (ponad 4 mln, drugie w Stanach Zjednoczonych po Nowym Jorku. Jego populacja liczy ponad 4 mln mieszkańców (ludność całej aglomeracji Los Angeles-Long Beach-Santa Ana to 13 mln) i jest najbardziej zróżnicowana etnicznie w USA. .

USACA56
Mapa fizyczna aglomeracji i plan dzielnic centralnych Los Angeles. Numerki  będą potrezbne dalej

Najważniejsze historycznie to Pueblo (1), czyli El Pueblo de Nuestra Señora la Reina de los Ángeles (Miasto Matki Bożej Królowej Aniołów), w skrócie Pueblo de los Ángeles to hiszpańska cywilna wioska założona w 1781 roku, a potem zarodek amerykańskiej metropolii.

USACA57
Kościół w Pueblo to pierwszy budynek w osadzie. Późniejszy krzyż na rynku. Po prawej obecny stan tego pierwszego kościoła. Hollywood Blvd. (2). To wielka i znana na całym świecie dzielnica i filmu. Zdjęcie z gorącą dziewczyną kosztowało 2 USD. Moje dłonie wcisnąłem Spielbergowi, pasowały. Na skraju po lewej Grauman’s Chinese Theatre, pierwotne miejsce gali oskarowej, a ostatni prawej to Kodak Theatre, aktualne miejsce tej gali. Obecnie nazywa się Dolby Theatre, bo firma Kodak zbankrutowała.

Mulholland Drive (3). Długa, wąska i kręta ulica, przy której mają domy lub mieszkają gwiazdy kina. Przebiega powyżej słynnego napisu. To miejsce ma także polską historię. W pobliżu stoi dom Jacka Nicholsona, w którym niegdyś pomieszkiwali Krzysztof Komeda i Marek Hłasko. W nocy 12 października 1968 roku, gdy wracali pieszo podpici z jakiejś miejscowej imprezy towarzyskiej Hłasko chciał koniecznie pokazać przyjacielowi wielkie litery napisu z bliska. Zaczęli więc schodzić po zboczu. Niestety Komeda upadł na skałkach i złamał nogę. Upadek zlekceważono. Krzysztof zmarł wskutek powikłań po tym upadku.

USACA58
Logo Hollywood. Niżej: widziane z Kodak Center, obok widok na centrum

Napis umieszczono spontanicznie na terenie nieużytkowanym od dziesięcioleci. Stał się znanym na całym świecie logo miasta – fabryki snów. Znalazł się jednak inwestor, którym chciał na tym zboczu postawić domy mieszkalne. Wówczas zawiązana społecznie grupa ludzi, głównie miejscowych milionerów filmowych, którzy złożyli się i wykupili teren przekazany później metropolii.

USACA59
Rodeo Drive (4) to dzielnica mody. Drogiej mody. Santa Monica (5) to kąpielisko morskie Los Angeles. Marina del Rey (6) – port żeglarski Los Angeles. Kilka tysięcy jachtów, małych i dużych. Long Beach (7) z hotelem w starej Queen Mary, radziecką łodzią podwodną i plażą miejską. Największą na świecie i najbardziej pustą. To prawdziwie amerykański zestaw. Byliśmy tu 8 maja, dla uczczenia 64-tej, amerykańskiej rocznicy zwycięstwa nad hitleryzmem.
9,10.05.2009 r., weekend. Waszyngton DC
W sobotę 9 maja, dla uczczenia 64-tej radzieckiej z kolei rocznicy zwycięstwa nad hitleryzmem mieliśmy lecieć do Waszyngtonu na lotnisko Dulles. Na odlotach w Los Angeles (LAX) uprzejma panienka oświadczyła nam, że nie polecimy, bo nie mamy biletu. Zaskoczony wyciągnąłem internetowe potwierdzenie rezerwacji. Panienka ze spokojem: tak, mamy tę rezerwację, ale nie ma przelewu. Może pan polecieć jednak tym samolotem, ale prosimy o wpłatę na miejscu (dwukrotnie drożej, ponad 500 $ USA). Zapłaciłem kartą i po południu już lądowaliśmy w stolicy USA. Po powrocie sprawdziłem to. Była rezerwacja, ale nie zrobiłem przelewu. Po miesiącu z American Airlines otrzymałem przelew na 250 dolarów. Uznali tę wczesną rezerwację!
Na lotnisku wynajęliśmy samochód. Taxi kosztowałoby tyle, ile dwie doby hotelu. Zaraz po objęciu pokoju samochód został odstawiony na parking. Na później, na planowane zwiedzanie okolic oraz na przejazd do Baltimore, skąd był zaplanowany lot do Niagara Falls. Oba bowiem lotniska, Dulles i Baltimore obsługują stolicę USA. Jeden głównie kierunki zachodnie, a drugi – wschodnie, gdyż nad stolicą loty są w zasadzie zakazane. Samochód można więc wynająć w Dulles Airport, a zdać na obu lotniskach.

USACA60
Nasze zwiedzanie zostało zostało zaplanowane na następne dwa i pół dnia: pierwszy poświęcony centrum, drugi – okolicom, a pół trzeciego – miastu Baltimore, z którego portu lotniczego wyruszaliśmu w dalszą lotniczą podróż.
Trasa zwiedzania Waszyngtonu-DC. W środku – občerstvenie jak mówią Czesi

Stolica Stanów Zjednoczonych w mowie potocznej to Waszyngton DC, ale tak się tylko mówi. Formalnie bowiem to Dystrykt Kolumbii, niewielki kwadratowy z grubsza kwartał gruntu nad rzeką Potomak, wydzielony ze stanu Maryland na stolicę USA tuż po rewolucji amerykańskiej. Kwartał ten mieści instytucje federalne oraz administrację państwa. Nazwa Washington DC powstała później na cześć ojca założyciela i pierwszego prezydenta Stanów Zjednoczonych, George’a Washingtona. Nazwa ta jest zresztą źródłem nieustannych pomyłek, bo jest jeszcze stan Waszyngton, krańcowo odległy od stolicy federalnej, leżący w północno-zachodnim „rogu” USA. Dzięki rzece Potomak Waszyngton ma bezpośrednie połączenie z Atlatykiem, co ważne jest na przykład dla Floty USA. Waszyngton DC jest nie tylko siedzibą rządu federalnego, ale też wielu organizacji międzynarodowych.

USACA61
White House. To siedziba prezydenta. Można podejść blisko i oglądać z bliska dom Prezydenta, jego ogród i ochronę na dachu. Przed Białym Domem, na Pennsylvania Ave NW odbywa się wiele najróżniejszych demonstracji, na ogół pokojowych. Teren ogrodu Białego domu jest śledzony przez setki kamer i strażników na dachu. Washington Monument, Freer Gallery, Castle – czyli główny budynek Smithsonian.

Mall, muzea i Senat. Dalszy spacer obok Washington Monument, białego obelisku z marmuru, piaskowca i granitu. Budowano go z problemami wojennymi i finansowymi przez 40 lat. Ma prawie 170 m wysokości i był wówvzas najwyższą budowlą na świecie. Został zdetronizowany dopiero przez wieżę Eiffle’a. Stoi sam, jak palec, ale od niego rozpoczyna się National Mall, czyli szeroka promenada zaprojektowaną jeszcze w 1791 roku przez Francuzów w czasach Rewolucji. Pewnie na wzór Pól Elizejskich. Cała oś zaczyna się wcześniej, od Potomaku.
Muzeów przy głównej Alei Waszyngtonu jest kilkanaście, nie tylko prowadzone przez organizację Smithsonian. Naprawdę trudno jest zwiedzić je skutecznie nawet w tydzień  Tyko ważniejsze to National Museum of African American History and Culture, Smithsonian National Museum of American History, Smithsonian National Museum of Natural History, National Gallery of Art – Sculpture Garden, National Gallery of Art, S. Dillon Ripley Center,, Freer and Sackler Galleries, Smithsonian Castle, National Museum of African Art, Hirshhorn Museum and Sculpture Garden, Smithsonian National Air and Space Museum i National Museum of the American Indian.

USACA62W National Air and Space Museum można m.in.  zobaczyć kultowy DC-3 (tzw. dakota), której wyprodukowano miliony egzemplarzy, cały statek Sojuz-Apollo, księżycowy lądownik Apollo 11 Armstronga, Collinsa i Aldrina oraz rakiety V1 i V2. Równieżjest tam wiele kosmicznych pojazdów prototypowych, jak ten Boeing X45A , dzięki któremu t przechodzimy płynnie do mamuta i skorpiona w Museum of Natural History

Z ulgą wychodzi się na świat, a tu nagle koniec – Senat USA. Ciekawostką jest  grupka spokojnie gaworzących strażników ochrony, z którymi bez trudu można sobie pogadać. W sumie cała trasa to kilka muzeów i ponad 8 km pieszo, w gorącym mieście… 

USACA63
W drodze powrotnej należało coś zjeść. Weszliśmy do restauracyjnego browaru

Okazało się, że tym razem obiadu nie zjemy. Ceny w karcie dostarczyły nam najsilniejszego wrażenia dnia. To przecież centrum Waszyngtonu DC! Tam klientami są tylko parlamentarzyści, opłacani wyżej niż nasi. W ChopHouse pozostaliśmy tylko przy dwóch piwach, a zdumiona obsługa doniosła nam gratisowy słodki placek. Zjedliśmy tylko połowę, by nie wyszło, że jednak byliśmy głodni.
11.05.2009 r., poniedziałek. Okolice Waszyngtonu
Dzień na zwiedzanie okolic stolicy USA. Oczywiście najpierw jedziemy najdalej, do drugiej części Smithsonian National Air and Space Museum, zbudowanej na wielkim terenie i olbrzymich halach obok lotniska Airport Dulles. Wiele dużych eksponatów nie zmieściło się w stolicy.

USACA64
Obszary zwiedzania: 1 – Centrum Waszyngtonu DC. 2 – Dulles, druga część Muzeum Lotnictwa i Kosmosu. 3 – Alexandria 4 – Cmentarz Arlington. 5 – Baltimore

USACA65Druga i większa część waszyngtońskiego muzeum lotniczego jest kolosem. Olbrzymie hale, które z luźno mieszczą wielkie samoloty. Sam wsiadłem do cessny by zwiedzać z góry, ale nic nie mogłem zrobić bo latać nie umiem.

Na drugim zdjęciu w głębi widać francuskiego Concorde. Dalej dwa zdjęcia en face Enoli Gay, czyli samolotu (tego właśnie egzemplarza, z którego zrzucono pierwszą bombę atomową, na Hiroszimę. Niżej mój ulubiony temat: hitlerowska bomba latająca V1 w malowaniu amerykańskim. Przydała się w Korei.
W drodze powrotnej zwiedzamy małe urokliwe miasteczko Alexandrię. Jednak jest to Aleksandria większa od oryginalnej z wykopalisk. Wygląda jak by była klocków lego, ale jest bardzo ważna, gdyż jest cywilnym zapleczem floty Atlantyku USA, której główna baza mieści się w pobliskim Norfolk nad Zatoką Chesapeake, niedaleko od Atlantyku. 0W Alexandrii, w Wirginii mają nawet statek z Missisipi Tomka Sawyera. W Waszyngtonie nie sposób pominąć Arlington National Cemetery. To piękny i duży narodowy amerykański cmentarz wojskowy. Cmentarz został założono podczas wojny secesyjnej na wykupionym terenie posiadłości Arlington House, należącej wcześniej do Mary Ann Lee, żony generała wojsk konfederacji Roberta E. Lee.  O olbrzymie tereny pokryte płytowymi nagrobkami trzeba dbać. Kosić i wykaszać wokół płyt nagrobkowych. To jedno z wielu pięknych miejsc w USA
12.05.2009 r., wtorek. Waszyngton–Baltimore-Buffalo
Port lotniczy Waszyngton Baltimore (BWI) leży przed tym miastem. By jednak je zobaczyć pojechaliśmy do jego centrum. Baltimore, załozone w 1729 roku jest jednym z 20-tu największych miast USA. Ma trzy uniwersytety, bazę marynarki wojennej, liczne muzea oraz starówkę z XVIII w.  Jest też podobno jednym z najbardziej uprzemysłowionych obszarów Stanów Zjednoczonych. Przemysł lotniczy, maszynowy, chemiczny, elektrotechniczny, stoczniowy i hutniczy. My zobaczyliśmy inny obraz. Długie, bezludne ulice niskich domów segmentowych na wynajem, w których nikt nie mieszka. Puste centrum. Jedynie niewielkie grupki Afroamerykanów na przystankach autobusowych. Wiele domów z oknami pozabijanymi deskami. Małe grupki podejrzanych, zarośniętych osobników. I, ni stad ni zowąd, drogie ekskluzywne puby. Ze strachu nie wysiadaliśmy z samochodu.

USACA66
Ruszamy z Waszyngtonu. Powoli jadąc przez centrum Baltimore – fotografujemy miasto. Jeden z domów w Baltimore. Zdjęcie po lewej zostało zrobione z samochodu podczas naszego przejazdu w roku 2009. To po prawej jest z roku 2019 dziesięć lat później. To wymowne porównanie. Znajdź dziesięć szczegółów…

Z Baltimore odlecieliśmy o 17-tej, by już po ponad godzinie lądować w Buffalo, które powstało w 1789 roku. Wtedy pierwszy amerykański osadnik zbudował tu faktorię do handlu z Indianami. W 1811 roku Buffalo było już wioską znaczną, liczącą pięciuset mieszkańców. Gdy w roku 1825 otworzono kanał Erie–Ontario, który połączył miasto z rzeką Hudson, a więc i Nowym Jorkiem, i Atlantykiem, port Buffalo stał się portem przeładunkowym dużych statków Wielkich Jezior na barki kanałowe. Kanadyjskie zboże transportowano więc wodą dalej. W 1836 roku otwarto pierwszą linią kolejową Buffalo –Niagara Falls. W ciągu następnej dekady miasto stało się wielkim węzłem kolejowym. Kanadyjskie zboże przypływające z Wielkich Jezior podróżowało teraz koleją, a kanał stał się zabytkiem i szlakiem turystycznym.

USACA67
|Mapka kanału Erie Hudson i układu jezior Erie-Ontario. Wodospad po lewej

Po przylocie stanęliśmy w niewielkim hotelu Clarion Buffalo Airport, z parkingu którego  kursują do Niagara Falls autokary wycieczkowe. Ale dopiero od 15 maja, a my byliśmy tam 13 maja. Nie moglibyśmy więc zwiedzić dokładniej tych wodospadów gdybym przypadkowo, jeszcze przed wyjazdem z Warszawy nie zauważył oferty na tzw. prezydenckie wycieczki dla indywidualnych turystów. Trzy razy droższe, ale już od 13 maja i to z bogatym programem, obiadem i całodniowym dedykowanym pilotem. Nie mając wyboru doszedłem do wniosku, że raz mogę być prezydentem. Dokonałem takiej rezerwacji i opłaciłem jeszcze przed wyjazdem. Oto voucher:

USACA68

13.05.2009 r., środa. Niagara

USACA69
Niagary. Kanadyjska i dwie(!) mniejsze, USA. Granica przebiega głównym nurtem, potem po prawym brzegu lewym skrajem wyspy, i wraca do nurtu za wodospadem

USACA70
Parking hotelu w Buffalo. Elegancki i obszerny bus wycieczkowy podstawiony dla nas przez Grey Line na wycieczkę do Niagara Falls. Był na nim napis OPERATED BY VISITOR HOSPITALITY. Na wszelki wypadek zapytałem kierowcę busa i przewodnika jednocześnie czy czasem nie zabiera nas do szpitala. Dalej widok na trzy wodospady Niagara z lotu ptaka i z platformy widokowej już na miejscu. W oddali Toronto

By pobieżnie zwiedzić wodospady Niagary potrzebny jest cały dzień. W otrzymanym „prezydenckim” programie stało czarno na białym: Niagara Presidential Tour. 8 hours, Dep. 11:30. Maid of the Mist boat ride. Point Observation Tower, Goat Island, Cave of the Winds, Luna Island, Thunder Theater, Skylon Tower, Horseshoe an Bridal Veil Falls, Rock House. Dinner atop the Hilton Niagara. No to jedźmy.
Na początek Maid of the Mist boat ride – rejs „służką mgły”, małym stateczkiem pod sam wodospad, właśnie w tę mgłę wodną. Oczywiście trzeba było być wodoodpornym. W cenie dostajemy więc niebieskie peleryny i plastikowe chodaki. Frajda… ale z duszą na ramieniu.

USACA71
Wodospad amerykański z nurtu. Płyniemy na kanadyjski. Misty pcha się jak najdalej, pasażerowie piszczą. Ptaki tylko cieszą się z kipieli wyłapując zdumione ryby. Niagara Falls Observation Tower. To platforma widokowa w postaci połowy mostu. Przywodzi na myśl słynny le Pont d’avignon, czyli most św. Benezeta przez pół rzeki Rodan. Budynek na przeciwległym brzegu wygląda na elektrownie. Czy to ta, w której stworzeniu w 1895 roku miał udział Nicola Tesla? Na trzecim zdjęciu nasz przewodnik z Hospitality i ja na platformie widokowej. Po prawej pamiątkowe zdjęcie przewodnika z parą naszych jedynych współpasażerów busa, przedsiębiorców z odległego ich zdaniem (330 km) Cleveland. Jak mówili, wybrali się zobaczyć Niagarę po raz pierwszy w życiu, bo przedtem nie mieli na to czasu. Nie uwierzyli, że przyjechaliśmy z Polski i nazajutrz wracamy 

 


Bridal Veil Falls i Cave of the Winds. Oba amerykańskie wodospady na powyższym zdjęciu. Nikt chyba o tym nie wie, że ta kaskada z prawej strony to właśnie Bridal Veil czyli Welon Panny Młodej. Nad nią jest platforma widokowa, a pod nią specjalnie rozbudowana, pomalowana na czerwono galeria widokowa. By się do niej dostać trzeba specjalną windą wykutą w skałach zjechać na dół i krótką sztolnią wyjść na zewnątrz. Tam gdzie obecnie jest winda była niegdyś jaskinia, obecnie zawalona. Ta jaskinia właśnie nazywała się Cave of the Winds, a obecnie nazwą tą określa się zespół czerwonych pomostów u stóp Welonu

Bridal Veil Falls to skrajna, wskazana strzałką kaskada wodospadu USA. By ją zobaczyć windą zjeżdża się szybem na dół, by po czerwonych schodach chodzić wzdłuż Welonu Panny Młodej. Na najwyższej platformie Hurricane Deck umieszczono stale zalewaną wodą tabliczkę No Smoking. Tysiące ton spadającej wody budzą ulgę, że to już za nami…

USACA72

Horseshoe an Bridal Veil Falls, Rock House. Dinner atop the Hilton Niagara. Horseshoe, to jest to o czym my myślimy mówiąc Wodospad Niagara. Horseshoe, znany również jako Wodospad Kanadyjski, jest największym z trzech wodospadów na rzece Niagara wzdłuż granicy Kanady i Stanów Zjednoczonych. Około 90% rzeki Niagara, przepływa  ten właśnie przez wodospad Horseshoe, czyli Końską Podkowę.

USACA73
Rząd górny. Zdjęcie lotnicze Końskiej Podkowy. Widok na nieckę wodospadu z wieży widokowej Skylon Tower. Ściana wody widziana ze sztolni widokowej, wydrążonej w skale. Jedna ze sztolni. Niżej zabudowania Table Rock Center kompleksu handlowo-widokowego położonego po stronie kanadyjskiej. Kompleks ten składa się z dwóch budynków połączonych krytym deptakiem. Słynny zegar kwiatowy. Wieża widokowa Skylon Tower.

Po obiedzie w restauracji na najwyższym, przeszklonym piętrze hotelu Hilton Niagara nasz przewodnik zawiózł nas do hotelu w Buffalo. Rano odlot do Nowego Jorku, potem do Warszawy.
14–15.05.2009 r., czwartek. Buffalo–Nowy Jork–Warszawa
Około 9-tej byliśmy już w samolocie do Nowego Jorku. Niestety samolot stał na płycie i nie startował. Kręciły się służby bagażowe. Okazało się, że był za ciężki. Najpierw odwieźli z powrotem część bagaży. Potem poproszono dwóch pasażerów, którzy wsiedli ostatni, by opuścili i poczekali na następny lot, za trzy godziny.

USACA74
Nasz samolot do Nowego Jorku w Buffalo. N365PH – De Havilland Canada Dash 8-200

W końcu samolot zaczął kołować i wystartował. Po ponad dwóch godzinach lądowaliśmy na lotnisku  Kennedy’ego. W terminalu krajowym okazało się, że jedna nasza walizka została wyładowana w Buffalo i przyleci następnym samolotem. Rzeczywiście, po trzygodzinnym oczekiwaniu w terminalu wywołano nas do odbioru opóźnionego bagażu. Szczęśliwie mieliśmy nadmiar czasu na przesiadkę – samolot do Warszawy, LOT Boeing 767, miał planowany odlot dopiero godzinę przed północą. Nadaliśmy bagaże i zdążyliśmy jeszcze zjeść kolację z przyjaciółmi, tymi samymi, którzy witali nas w Nowym Jorku pięć tygodni wcześniej. Nie było niespodzianek w locie powrotnym.