Rejs na fiordy był modny tego roku, więc namówiono nas na taką podróż. Atrakcyjne było także to, że do portu wypłynięcia, do Kilonii, mogliśmy dojechać samochodem. Na wszelki wypadek pojechaliśmy w przeddzień i po 9 godzinach podróży własnym samochodem stanęliśmy już w małym kilońskim hoteliku na kolacji. Po śniadaniu, na nabrzeżu portowym przed statkiem oddaliśmy samochód kierowcy, który odjechał naszym samochodem nie wiadomo gdzie. Był to przedstawiciel wykupionej jeszcze w kraju usługi VALET Parking. Za 140 euro mieliśmy samochód z głowy na tydzień.
Pokwitowanie za samochód. Plan rejsu i nasz wycieczkowiec. Po nowopolsku – kruz
Pierwszy etap to nocny rejs do Kopenhagi. Rano byliśmy już w porcie z syrenką. Dania to kraj bliski nam kulturowo i bezpieczny. Zwiedziliśmy więc miasto pieszo i transportem miejskim.
W Kopenhadze jest wiele ikon turystyki, ale ogólne wrażenie jest średnie. Duńczycy żyją skromnie nie wysilając się zbytnio by liftingiem robić wrażenie. Miasto sprawia więc wrażenie wyludnionego, jest szare i zaniedbane. Może dlatego, że była to niedziela… Choć poniższe obrazki sprawiają lepsze wrażenie, ale jednak takie są tylko cztery.
Kopenhaga: Syrenka, Stary Port, wejście do Tivoli i Pałac Królewski Amalienborg
Następnego dnia nasz kruz ruszył na północ. Noc, dzień i noc trwała ta podróż byśmy mogli zobaczyć prawdziwy duży fiord. No i był, Po przekroczeniu linii brzegowej Morza Północnego płynęliśmy Storfjordem przez góry do Geiranger jeszcze ponad 100 km! Na końcu okazało się, ze nie tam normalnego portu z nabrzeżem. Do miasteczka wożono nas szalupami.
Z Morza Północnego do Geiranger. Czerwone to kontur Norwegii. Sklep na końcu nazywa się Fjordbuda
Po wyjściu na morze z fiordu Storfjorden i przepłynięciu Morzem Północnym około dwustu km na południe weszliśmy w jeszcze dłuższy fiord Sognefjorden. Przepłynęliśmy nim ponad 170 km, by przycumować w urokliwym miasteczku Flåm. Było tam nie tylko nabrzeże dla olbrzymów ale i urocza stacja kolejowa kolejki, dzieło norweskiej inżynierii ekstremalnej pierwszej połowy XX w. Kolejka prowadziła malowniczą trasą z górskiego Myrdal (865,5 m npm) do stóp Sognefjordu we Flåm (2 m npm). Pierwsze plany budowy linii kolejowej Bergen-Oslo-Sztokholm, były już w 1871 r. W 1909 r. otworzono linię kolejową pomiędzy Oslo a Bergen. Brakującym odcinkiem było właśnie odgałęzienie do Sognefjordu. W 1924 r. rozpoczęto trudną budowę, zaś w 1940 r. linię Flåmsbana oddano do użytku.
Wpływamy do Sognefjorden. MSC Poesia stoi we Flåm w górach. Stary wagonik kolejki Flåmsbana służy obecnie jako kawiarnia
Kolejny port to Stavanger. Miasto ludzi morza, a od czasu eksploatacji ropy naftowej, również nafciarzy, którzy obsługują platformy wiertnicze na Morzu Północnym. Miasteczko jest zadbane, a białych domków na wielu uliczkach bez liku.
Rząd górny, Stavanger: mewy w Stavanger biorą z ręki, dokładnie jednak obserwując właściciela ręki. Przybijanie do portu z wysokości 10-tego piętra. Wycieczkowiec między domkami Stavanger i uliczka pełna turystów ze statku. Rząd dolny, Oslo: port jachtowy, kolega i koleżanka na ulicy oraz sklep z modą. Super Duper to naprawdę określenie poprawne i powszechne w Europie. Ze słownika Cambridge: extremely good. Przykład użycia: I’ve got a new super-duper computer
Ze Stavanger jednym skokiem, całonocnym rejsem osiągamy Oslo. Stolica wielkiego kraju ma rozmiar polskiego miasta powiatowego. Wiele rzeźb pomaga zaludnić miasto. Jest chłodno, pusto i elegancko. Sztuka wzornicza Norwegii budzi szacunek.
Powrót z Oslo do Kilonii to tylko jedna noc. Gdy rano zeszliśmy z pokładu, na parkingu czekał już człowiek z kluczykami do samochodu. Usługa VALET Parking sprawdziła się bez zarzutu. W domu byliśmy tego samego dnia wieczorem.